Sprawdzian w Bukownie

Start w Bukownie jest o 17, więc rodzina rozsądnie umknęła przede mną z domu i pozostawiła mnie sam na sam z myśleniem jak przebiec te 10km. Plan było stosunkowo prosty w założeniach: pierwsze 5km przebiec w okolicach 19:10 i potem stopniowo przyśpieszać. Pogoda przez dużą część dnia nie nastrajała zbyt pozytywnie, więc też nie byłem przekonany czy plan się uda zrealizować.
Siedząc samotnie przez pół niedzieli pozwalałem myślom wybiegać w niedaleką przyszłość i stworzyłem w głowie kilka kategorii wyniku:
* życiówka - wspaniale
* < 38m - będę bardzo zadowolony
* < 39m - będę zadowolony
* < 40m - tragedii nie ma
* > 40m - oho!
Zakładam, że wszyscy mają podobnie.
Wyjechać planowałem o 15 i tak też mi się udało. Niestety sytuacja w trakcie dojazdu trochę sie skomplikowała. 100zł mandatu, 2 punkty karne i jakieś 20 minut oczekiwania na wypisanie tegoż mandatu.
Robię rozgrzewkę i spotykam 2 Harpaganki, ale wymieniamy tylko "Cześć" w biegu. Zaraz przed startem spotkałem kolegę, który ma podobne możliwości i ustaliliśmy, że na początku pobiegniemy 3:50, a potem się zobaczy.
Stajemy w 3 bądź 4 rzędzie. Pada strzał. Pierwsze kilometry mijają, a ja mam wrażenie, że moje sapanie jest głośniejsze niż jego. Wyprzedza nas Dominik, którego oddalające się plecy oglądam jeszcze przez kilka kilometrów. Na pierwszym punkcie z wodą wypijam torchę wody a resztkę wylewam na głowę. Na 5 km sprawdzam czas: ~19:15 i już wiem, że jest ciut wolniej niż zakładałem i będzie trzeba trochę mocniej przycisnąć, żeby uzyskać wynik z kategorii "będę bardzo zadowolony". Przyśpieszamy. Informuję biegacza z lewej, że chcę utrzymać takie tempo jak mamy, na co on bez entuzjazmu odparł, że może się uda. Na 6 km na punkcie z wodą chcę się polać całą zawartością kubka, ale nie trafiam. Po 8 km zaczynam przyśpieszać. Mój towarzysz mówi, żebym biegł jeśli tylko mogę, no to biegnę. Próbuję namówić się do jeszcze większego wysiłku i wyprzedzić pierwszego biegacza przede mną, ale odległość jest zbyt duża, a jego rezerwy na podobnym poziomie co moje. W ten sposób dobiegam do stadionu chyba zupełnie nie zmieniając pozycji. Pozostaje już tylko kółeczko na bieżni. Przyśpieszam, ale nie na tyle mocno żeby skończyć przed 38 minutami. Nie było nikogo dostatecznie blisko przed lub za mną żeby zmusić mnie do jeszcze większego wysiłku.
Po biegu spędzam trochę czasu na odpoczynek przy mecie, po czym kieruję się do auta na regeneracyjne kilka km schłodzenia i posiłek regeneracyjny. Na schłodzeniu obiegam jeszcze raz część trasy i doganiam koniec wyścigu. Ostatni biegacze naprawdę dużo sił i serca w to wkładają.
Podsumowując: życiówki nie było, bo brakło 15 sekund. Forma nie odstaje od tej sprzed 2 miesięcy. Czas 38:05 z kategorii "będę zadowolony" ale jestem nawet "bardzo zadowolony".
Ps. Dla wszystkich użytkowników Stravy. Wrzucajcie swoje starty jak najszybciej. Możecie zostać zaskoczeni wysoką pozycją na segmencie ;)
Powiązane informacje
































DZIĘKUJEMY, ŻE CO ROKU JESTEŚCIE Z NAMI I TO DZIĘKI WAM... [więcej]



















Zimowa edycja Janosika na dystansie 45 km tak nas urzekła,... [więcej]









Wspaniała trasa z widokiem na Beskid Śląsk,... [więcej]


















Kto kocha ekstremalne wyczyny ??? Kto... [więcej]











Może jeszcze chwilę uda się pospać, te pół... [więcej]








